Tuesday, August 09, 2005

nareszcie !!!

nareszcie mozemy do was napisac... wbrew temu co myslelismy, to internetu w zjednoczononej Europie jak na lekarstwo. nie wspomne, ze na kempingach brak, to w miastach ciezko znalezc. Poza tym prawie zawsze sie w miescie gubimy. ale po kolei...
oczywiscie jak to z planami-nic z nich nie wychodzi. Nastepnego dnia po ostatnim wpisie, obiecalismy Utrecht, ale "typowa holenderska pogoda" uniemozliwila jazde i po ciezkiej walce z permanentnie padajacym deszczem poddalismy sie. dnia nastepnego byl juz Amsterdam, tez nie planowany, ale co tam... przypadkowe ladowanie na kempingu GASPAR, ktory polecamy, w milej atmosferze przygotowalismy sie na calodzienne zwiedzanie Amsterdamu. O dziwo i na szczescie byl to jedyny dzien w Holandii, kiedy nie padalo. Potem padalo juz caly czas przez nastepnych 8 dni, skutkowalo to nieprzewidywalnymi zmianami trasy, gubieniem sie i wolnym, meczacym oraz nieprzyjemnym pedalowaniem.
Teraz podejmiemy sie krotkiego podsumowania Niemiec i Holandii, bo o Belgii nie ma co pisac-rozczarowanie. A wiec...
NIEMCY: dobre szlaki rowerowe miedzy miastami, acz rowerem zawsze dluzej niz drogami samochodowymi, mili ludzi i rewelacyjni kierowcy. Ladna pogoda, troche gorzyscie, niezle podazdy i jeszcze lepsze zjazdy-50 km/h.
HOLANDIA: rowerem mozna dojechac wszedzie nie jadac drogami samochodowymi, rewelacyjne oznaczenia, ladne kobiety. Mnostwo krow i owiec, a zwlaszcza na przedmiesciach, w parkach, pod mostami. Holendrzy hoduja kucyki, strusie, sarny i inne zwierza jako maskotki.

Po przypadkowej Belgii, wjechalismy do ogromnie ogromnej Francji, przez ktora jedziemy juz drugi tydzien. Jest pieknie, pieknie, pieknie... Zaczelismy klasycznie, czyli sie zgubilismy i w miedzy czasie zmoklismy. Gubilismy sie jeszcze nie raz, tak samo moklismy. Zaczelismy od polnocy, gdzie jechalismy wzdluz plaz Normandii, tam gdzie ladowali alianci, historia nabrala ksztaltu. Nastepnie przez Mont St. Michel, wspielismy sie do Bretanii. Francji dziekujemy za dluuuugie zjazdy z nieprzerwana predkoscia 35 km/h. Dziekujemy za dobre (i tanie) wino, zawsze swieze bagietki i pyszne sery. Dziekujemy za pogode, za slonce i pola kukurydzy, winorosli i za 10000 winnic dziennie. Nie dziekujemy za leniwych i niecierpliwych kierowcow, wiatr, niekonczaca sie numeracje drog (D245 przecina sie z D113bis i D2E1). I tak na marginesie-niech Francuzi nie biora sie za robienie szlakow rowerowych. Robia za to imponujace mosty (most nad ujsciem Loary do Atlantyku).

Obecnie jestesmy okolo 40 km przed Bordeaux, do teraz przejechalismy 2582 km, 1 dzien bez jazdy (odpoczynek i przeglad rowerow), 2 dni w miastach. Mamy nadzieje w najblizszym czasie wjechac do Hiszpanii. Monika odzyskala sluch, tylki troche bola, skora schodzi od Slonca, chudniemy sukcesywnie, broda rosnie, skonczyly sie zapasy z Polski (wczoraj ostatni pasztet sojowy).

Budzimy sie, a przynajmniej staramy o 7, do 9 udaje sie zebrac i z krotkimi przerwami jedziemy do 20. Przejezdzamy od 100 do 140 km dziennie, dwa razy skorzystalismy z promow, 1 tunelu pod rzeka, wielu gigantycznych mostow (siekierkowski to mikrus), dziennie wypijamy 1 (czasami 2) butelke wina, jemy 2 bagietki, 400 gram makaronu i pol kg chleba, 2 tabliczki czekolady.

Zalozylismy ranking na rozczarowanie wyjazdu:
4. Holenderska pogoda (jak mozna zyc w kraju gdzie caly czas pada),
3. Belgia (za caloksztalt - i gdzie ta Unia?),
2. spodenki rowerowe HiMountain (pot zalewa, dupa sie poci - jedna, wielka meczarnia), ale dzielnie walcza o miejsce 1. z...
1. " and the Oscar goes to..." przednie sakwy Crosso Classic (sama cordura sakwy nie czyni, trzeba to jeszcze umiejetnie zlaczyc, zeby nie martwic sie o suchosc przy byle deszczu).

coz... jedziemy dalej...

pozdrawiamy wszystkich naszych fanow, wielbicieli, kierowcow, innych rowerzystow, rodzicow, warszawskich zielonych.

2 Comments:

Anonymous Anonymous said...

"chudniemy sukcesywnie, broda rosnie, skonczyly ..."
JEJKU! Mam nadzieje, ze to o tej brodzie nie dotyczy Moniki!
:) A tak pozatym pozdrawiam po udanym powrocie z Wenecji! co do chudniecia to ja 5kg w 4 tydnie...
Co do waszej wyprawy, to niemoge sie nadziwic i podziwu mi brakuje zwlaszcza dla dzielnej Kobiety... niezły hektar do przepedałowania,
Trzymam kciuki!

8:12 AM  
Anonymous Anonymous said...

ADn pkt4. Holenderska pogoda - przecież żyjesz w takim właśnie kraju. Nazywa się Polska. Tu ciągle pada, od conajmniej tygodnia i nie zanosi się na lepiej. A to przecież środek lata :-(((.

10:09 PM  

Post a Comment

Subscribe to Post Comments [Atom]

<< Home